Posmutniały dwa kalosze,
bowiem leje deszcz na dworze.
Jakoś tak się dziwnie składa,
że jesienią ciągle pada.
– Spójrzcie, ludzie, dziś za okno,
ależ jest okropnie mokro!
Wszędzie woda, wilgoć, błoto,
a wy chcecie iść piechotą?
Roześmiały się bambosze
– Ot, kalosze za trzy grosze,
chyba z cukru nie jesteście?
W garść się weźcie, buty, wreszcie.
– O cholewka (wrzasnął sandał),
to jest niebywały skandal!
Nic kaloszom tak nie służy,
jak przechadzka po kałuży.
– Dajcie spokój, ale czasy
(odezwały się obcasy),
żeby gumiak w niepogody
bał się odrobiny wody?!
– Co wy, buty, powiadacie?
( Pyta kalosz swoich braci).
Ty, bamboszu, znowu bredzisz,
w ciepłym domu sobie siedzisz,
a obcasy… cóż, niemodne
i w ogóle niewygodne.
Ty sandale, choć niemłody,
w życiu nie widziałeś wody!
Znów się kłócą. A wieść niesie,
że kalosze lubią jesień,
lato, wiosnę, złą pogodę.
A najbardziej… tak, tak, wodę.